ANIOŁY I DEMONY - opowiadanie
- Katarzyna Nowocin-Kowalczyk
- 21 mar 2024
- 15 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 paź 2024
15 czerwca 2022
autor: Katarzyna Nowocin-Kowalczyk
opowiadanie z książki NIE WSZYSTKO JEST TAKIE, JAK NAM SIĘ WYDAJE
I zdarzyło się kiedyś, że podczas swojej podróży zwanej życiem, zabłądziłam w ciemnym lesie. A ten las był coraz gęstszy i gęstszy. Coraz ciemniejszy i ciemniejszy. Nie widziałam drogi. Nie widziałam światła. Nie widziałam drzwi. Błądziłam w wąskich, ciasnych, zamkniętych korytarzach jakiegoś mrocznego labiryntu czarnych drzew, które przybierały coraz straszniejsze formy. Demony czaiły się wszędzie, gdzie spojrzałam. A te korytarze stały się w którymś momencie jednym ciasnym i ciemnym korytarzem, coraz bardziej stromo schodzącym w dół. Spadałam i zapadałam się w jakieś otchłani skalnej czeluści. Studni bez wody, w której spadając, kręciłam się w kółko. I było tam coraz zimniej i zimniej. Ciemniej i ciemniej. A ja byłam coraz słabsza i słabsza i coraz bardziej zagubiona. Coraz bardziej smutna.
Nie miałam mapy. Nie miałam latarki. Nie miałam nawet świeczki lub zapałki. Przynajmniej tak wtedy myślałam. Byłam sama i bardzo samotna. A myśli były straszne. Ciemne i coraz ciemniejsze. Mroczne. Podobnie jak ten korytarz, w którym zostałam uwięziona. Myśli były niczym robaki łażące w głowie we wszystkie strony i powodujące chaos myśli. Głowa była ciężka od tych myśli. Piersi ściskała jakaś żelazna obręcz. Zdawało się, że serce przywaliła sterta kamieni. Jakiegoś gruzu. A kolejne worki kamieni dźwigałam na plecach i uginałam się pod nimi. Szłam coraz wolniej i wolniej. Bez sił. Miałam wrażenie, jakby moja dusza rozpadła się na kawałki. Na miliony cząsteczek, które rozproszyły się w całym Wszechświecie. A ja nie umiałam ich znaleźć. Nie umiałam posklejać. Nie umiałam odnaleźć siebie. Aż w końcu zapomniałam kim jestem. Rozpadła się moja dusza a wraz z nią rozpadł się cały mój świat.
Demonów było tak wiele. A im bardziej się na nich skupiałam, im bardziej chciałam od nich uciec, tym bardziej one mnie osaczały. I było ich coraz więcej i więcej. Jakby samoistnie mnożyły się pod wpływem tych robaczywych myśli. Wystarczyło, że pomyślałam o jednym, a on natychmiast ciągnął za sobą całą armię kolejnych demonów. I te demony tańczyły wokół mnie swój demoniczny taniec. A ja? Siedziałam, a raczej leżałam skulona i przerażona. Samotna. Nieszczęśliwa. Bez sił. Udawałam, że żyję, choć byłam martwa za życia.
A te demony były moją przeszłością. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ja sama przyciągnęłam je z przeszłości do mojej przyszłości, która była teraźniejszością, choć tak naprawdę wciąż była przeszłością. Oto zamieszkałam wśród demonów. I sama stałam się demonem. Demonem dla samej siebie. Żyłam w przeszłości i byłam przeszłością. Ale wtedy tego nie rozumiałam.
I tak bardzo byłam skupiona na tych demonach, że nie widziałam nawet, iż pośród tych ciemnych demonów, pojawiały się jasne postacie, które wyciągały do mnie rękę. Jakby chciały wskazać drogę. Pomóc. Uciekałam od nich. Bałam się światła. Nienawidziłam swoich demonów, a jednocześnie trzymałam się ich kurczowo i nie chciałam puścić. I zamiast światła, wybierałam mrok. Niemoc działania.
Coraz trudniej było oddychać. Coraz trudniej było żyć. Dusza bolała coraz bardziej. Płakała we mnie, a ja razem z nią. Chciałam nic nie czuć. Chciałam nie myśleć. Chciałam spać. Chciałam zapomnieć. Chciałam umrzeć. I nie wiedziałam, że ja już umarłam. Byłam w piekle i trafiłam na samo dno tegoż piekła. Byłam w piekle własnego umysłu.
Błąkałam się po tym piekle długo, długo i jeszcze dłużej. Przestałam liczyć czas. Bo w piekle nie ma czasu. W piekle czas wydaje się być wiecznością. Jest długi, ciężki i mroczny. W piekle czas jest mrokiem bez końca. Bo w piekle jest tylko piekło. Pustynia bez wody i życia. Bez powietrza. Bez światła. Mnóstwo gruzu, kamieni i śmieci. I mnóstwo ciemnych demonów, które z jakiegoś powodu są bliskie. Niczym przyjaciele. Kochasz je i nienawidzisz jednocześnie. Krzyczysz w rozpaczy: Odejdźcie! Zniknijcie! Zostawcie mnie samą! – A za chwilę biegniesz za nimi i błagasz: Nie odchodźcie. Nie zostawiajcie mnie. Nie chcę być sama. – I trzymasz się ich kurczowo.