top of page
  • Amazon
  • Youtube
  • Youtube
  • Facebook
  • Instagram
  • Facebook
  • X
  • Linkedin
  • Soundcloud

ANIOŁY I DEMONY - opowiadanie

Zaktualizowano: 9.09

15 czerwca 2022

autor: Katarzyna Nowocin-Kowalczyk

opowiadanie z książki NIE WSZYSTKO JEST TAKIE, JAK NAM SIĘ WYDAJE








Nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje_Anioły i Demony_KatarzynaNK



I zdarzyło się kiedyś, że podczas swojej podróży zwanej życiem, zabłądziłam w ciemnym lesie. A ten las był coraz gęstszy i gęstszy. Coraz ciemniejszy i ciemniejszy. Nie widziałam drogi. Nie widziałam światła. Nie widziałam drzwi. Błądziłam w wąskich, ciasnych, zamkniętych korytarzach jakiegoś mrocznego labiryntu czarnych drzew, które przybierały coraz straszniejsze formy. Demony czaiły się wszędzie, gdzie spojrzałam.  A te korytarze stały się w którymś momencie jednym ciasnym i ciemnym korytarzem, coraz bardziej stromo schodzącym w dół. Spadałam i zapadałam się w jakieś otchłani skalnej czeluści. Studni bez wody, w której spadając, kręciłam się w kółko. I było tam coraz zimniej i zimniej. Ciemniej i ciemniej. A ja byłam coraz słabsza i słabsza i coraz bardziej zagubiona. Coraz bardziej smutna.

 

Nie miałam mapy. Nie miałam latarki. Nie miałam nawet świeczki lub zapałki. Przynajmniej tak wtedy myślałam. Byłam sama i bardzo samotna. A myśli były straszne. Ciemne i coraz ciemniejsze. Mroczne. Podobnie jak ten korytarz, w którym zostałam uwięziona. Myśli były niczym robaki łażące w głowie we wszystkie strony i powodujące chaos myśli. Głowa była ciężka od tych myśli. Piersi ściskała jakaś żelazna obręcz. Zdawało się, że serce przywaliła sterta kamieni. Jakiegoś gruzu. A kolejne worki kamieni dźwigałam na plecach i uginałam się pod nimi. Szłam coraz wolniej i wolniej. Bez sił. Miałam wrażenie, jakby moja dusza rozpadła się na kawałki. Na miliony cząsteczek, które rozproszyły się w całym Wszechświecie. A ja nie umiałam ich znaleźć. Nie umiałam posklejać. Nie umiałam odnaleźć siebie. Aż w końcu zapomniałam kim jestem. Rozpadła się moja dusza a wraz z nią rozpadł się cały mój świat.

 

Demonów było tak wiele. A im bardziej się na nich skupiałam, im bardziej chciałam od nich uciec, tym bardziej one mnie osaczały. I było ich coraz więcej i więcej. Jakby samoistnie mnożyły się pod wpływem tych robaczywych myśli. Wystarczyło, że pomyślałam o jednym, a on natychmiast ciągnął za sobą całą armię kolejnych demonów. I te demony tańczyły wokół mnie swój demoniczny taniec. A ja? Siedziałam, a raczej leżałam skulona i przerażona. Samotna. Nieszczęśliwa. Bez sił. Udawałam, że żyję, choć byłam martwa za życia.

 

A te demony były moją przeszłością. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ja sama przyciągnęłam je z przeszłości do mojej przyszłości, która była teraźniejszością, choć tak naprawdę wciąż była przeszłością. Oto zamieszkałam wśród demonów. I sama stałam się demonem. Demonem dla samej siebie. Żyłam w przeszłości i byłam przeszłością. Ale wtedy tego nie rozumiałam.

 

I tak bardzo byłam skupiona na tych demonach, że nie widziałam nawet, iż pośród tych ciemnych demonów, pojawiały się jasne postacie, które wyciągały do mnie rękę. Jakby chciały wskazać drogę. Pomóc. Uciekałam od nich. Bałam się światła. Nienawidziłam swoich demonów, a jednocześnie trzymałam się ich kurczowo i nie chciałam puścić. I zamiast światła, wybierałam mrok. Niemoc działania.

 

Coraz trudniej było oddychać. Coraz trudniej było żyć. Dusza bolała coraz bardziej. Płakała we mnie, a ja razem z nią. Chciałam nic nie czuć. Chciałam nie myśleć. Chciałam spać. Chciałam zapomnieć. Chciałam umrzeć. I nie wiedziałam, że ja już umarłam. Byłam w piekle i trafiłam na samo dno tegoż piekła. Byłam w piekle własnego umysłu.

 

Błąkałam się po tym piekle długo, długo i jeszcze dłużej. Przestałam liczyć czas. Bo w piekle nie ma czasu. W piekle czas wydaje się być wiecznością. Jest długi, ciężki i mroczny. W piekle czas jest mrokiem bez końca. Bo w piekle jest tylko piekło. Pustynia bez wody i życia. Bez powietrza. Bez światła.  Mnóstwo gruzu, kamieni i śmieci. I mnóstwo ciemnych demonów, które z jakiegoś powodu są bliskie. Niczym przyjaciele. Kochasz je i nienawidzisz jednocześnie. Krzyczysz w rozpaczy: Odejdźcie! Zniknijcie! Zostawcie mnie samą! – A za chwilę biegniesz za nimi i błagasz: Nie odchodźcie. Nie zostawiajcie mnie. Nie chcę być sama. – I trzymasz się ich kurczowo.

 

Zwiedziłam wszystkie ciemne zakamarki piekła. A ponieważ nie było tam światła, to wszędzie znajdowałam tylko jakiś gruz. Potykałam się o kamienie, upadałam pod tymi kamieniami i kamienie niosłam. A spod tego gruzu kamieni wyciągałam kolejny gruz i kolejny, i kolejny. Ból. Żal. Odrzucenie. Samotność. I tak bardzo w to wszystko uwierzyłam, że w końcu sama poczułam się niczym ten niepotrzebny nikomu gruz. Pracowałam ciężko przerzucając ten gruz, gromadząc śmiecie i grzebiąc w tych śmieciach. A tego śmieciowego gruzu wciąż przybywało i przybywało. Syzyfowa praca. I chociaż odbywała się ona tylko w mojej głowie, to byłam bardzo, bardzo zmęczona. Myśli kreują emocje.

 

Piekło jest mrokiem. Kosmiczną czarną dziurą, która niczym odkurzasz wciąga wszystkie kosmiczne śmiecie, aby zwalić ci to wszystko na głowę. Piekło jest piekłem. Więzieniem. Śmietnikiem. Stałam się więźniem własnego umysłu, chociaż wtedy o tym nie wiedziałam.

 

Czasami w nocy patrzyłam w gwiazdy. I tylko w tych gwiazdach znajdowałam chwilowe ukojenie. I tak bardzo, tak bardzo tęskniłam za tymi gwiazdami. Gdzieś wewnętrznie czułam, wiedziałam, że ten świat ziemskiego piekła nie jest moim światem. Wiedziałam, że gdzieś tam jest mój prawdziwy dom. I jest tam ciepło. Jasno. Dobrze. Wygodnie. I jest tam moja gwiezdna rodzina. Moje siostry i moi bracia. Świetliste anioły. Chciałam tam wrócić. Po policzkach spływały łzy, a ja szeptałam: Czemu mnie tu zrzuciliście? Czemu mnie opuściliście? Czemu zostawiliście samą?

 

I pewnej nocy, kiedy patrzyłam w gwiazdy, kiedy znów czułam ból rozrywanej na strzępy duszy, kiedy znów z oczu płynęły łzy, kiedy znów czułam się taka bardzo, bardzo samotna i przez wszystkich opuszczona, nagle włączyłam inny przycisk w komputerze mojej głowy. Przycisk pod nazwą: Telefon do przyjaciela. Przycisk, o którym, zapatrzona w demony mroku, po prostu zapomniałam. A tym przyjacielem byłam ja sama. I tylko ja sama mogłam sobie pomóc. Przycisk zaś, tak naprawdę nosił nazwę: Rozwiązywanie problemów. Najpierw jednak musiałam ten problem zdiagnozować. Pomyślałam: Tak nie da się żyć. To nie jest życie. To jest piekło. Nie chcę tak żyć. Nie chcę być w piekle. Tu muszą być jakieś drzwi. Musi być jakieś wyjście. Musi być odpowiedź. 

 

I wtedy zapytałam sama siebie: Co wybierasz? Niebo czy Piekło? W Niebie byłaś. Drogę znasz. Teraz poznałaś Piekło. Co wybierasz?

 

Wybieram Niebo. – Usłyszałam swoje własne, głośno wypowiedziane słowa. Słowa, które wyszły jakby z mojego wewnętrznego Ja. Z mojej duszy. A w tych słowach była wiara i moc wielka. Była pewność tego, co mówię. Czułam to. Byłam tym. Wypowiedziałam słowa, które były niczym zaklęcie. Były intencją. Były wyborem. Były decyzją. Były kolejnym przyciskiem w mojej głowie, którego wcześniej nie widziałam, chociaż mówiłam o nim i myślałam, ale będąc w ciemności, nie słyszałam i nie rozumiałam własnych słów, które sama wypowiadałam. Nie rozumiałam własnych myśli. I nie rozumiałam własnych emocji. Nie słyszałam własnego serca. Swojej duszy. Swojej własnej intuicji. Bo intuicja to szept duszy. Szept świetlistego anioła. Byłam ślepa i byłam głucha. Uciekałam od siebie i goniłam samą siebie. Kręciłam się w kółko błądząc w czeluściach labiryntu piekła.

 

I w momencie, w którym wypowiedziałam te słowa, zadziała się magia. Poczułam, jakbym otworzyła drzwi jakiegoś niewidzialnego kosmicznego portalu. I chociaż ten portal był niewidzialny, ja go widziałam. Czułam. Czułam całą sobą. Jakby została przywrócona łączność ze Wszechświatem. Z własną duszą. Bo wszak dusza to Wszechświat.

 

A przez ten portal zaczęły spływać odpowiedzi, których szukałam, nie wiedząc, że ich szukam.  – Jesteś Miłością. Jestem Miłością. Ja Jestem. – Usłyszałam wewnątrz siebie. Te słowa rozbrzmiały we mnie niczym miliardy gwiezdnych dzwonków. A jednocześnie miałam wrażenie, jakby te słowa śpiewał cały Wszechświat.  – Jestem Miłością. Ja Jestem. – Powtórzyłam. I poczułam ulgę. Zrobiło się tak lekko. Uśmiechałam się sama do siebie i do całego Wszechświata. – Jestem Miłością! Tak! Jestem Miłością! - Tylko po prostu o tym zapomniałam.

 

Poczułam, ale wszak przecież widziałam, że przez te niewidzialne, chociaż widzialne, kosmiczne drzwi spływa na mnie potężny strumień pięknego, złotego światła, które wchodziło we mnie przez czubek głowy do serca i wypełniało od środka całą mnie. I było tak dobrze. Tak dobrze. Spokój. Radość. Szczęście. I ten ogrom miłości, której nie potrafiłam objąć ani rękami, ani głową. Miłość otuliła mnie swoim płaszczem, ale jednocześnie wpływała we mnie i wypływała ze mnie. Wszystko było Jednym. Byłam Miłością i byłam w Miłości. I to był moment, w którym obudziłam się z koszmarnego snu. Przypomniałam sobie kim jestem i po co tu jestem. Znów byłam w niebie, bo niebo przyszło do mnie. A może było tu cały czas, tylko ja go nie widziałam. Bo nie chciałam zobaczyć.

 

Jestem Miłością. Jestem Miłością. Ja Jestem. – Powtarzałam szczęśliwa, a po policzkach spływały łzy. Łzy wzruszenia i szczęścia. Już nie byłam sama. Miałam siebie. I miałam miłość całego Wszechświata. Bo dusza jest Wszechświatem. A tam, gdzie jest miłość, tam jest życie. I poczułam, że tak bardzo, bardzo, tak bardzo chcę żyć. Znów chcę się śmiać radośnie. Chcę żyć! Chcę żyć! Chcę żyć! Chcę znów latać wysoko! Chwilo trwaj!

 

Znów chciałam czuć. Ale tym razem inaczej. Świadomie. Mądrze. Spojrzałam na drzewa. Znów były zielone. Piękne. Żywe. Ich korony pięły się w górę ku niebu, a uśmiechnięte liście tańczyły na wietrze. Wszystko jest Jednym – pomyślałam. – Ale to Ja wybieram. 

 

Położyłam się na trawie. A ta trawa znów była zielona. Zielona jak trawa. Dotknęłam jej dłońmi. Poczułam szorstkość i miękkość jednocześnie. Wszystko jest Jednym – pomyślałam. – Ale to Ja wybieram.

 

Spojrzałam w niebo. A to niebo było niebieskie jak niebo. I poczułam, że to ja jestem tym niebem. I na tym niebie, gdzieś tam daleko pojawiła się ciężka, czarna chmura. Odpływała w dal. Ale nie skupiałam się już na tej ciemnej chmurze. Patrzyłam na błękit. Wszystko jest Jednym – pomyślałam. – Ale to Ja wybieram.

 

Zamknęłam oczy. Portal ponownie się otworzył. I oto przed moimi oczami, niczym w kinie, samoistnie zaczął się wyświetlać film. Ale jakbym oglądała go jednocześnie z różnych stron. Wielowymiarowo. Wieloczasowo i wieloprzestrzennie. Oto byłam obserwatorem, widzem na widowni w kinie, a jednocześnie aktorem, który jest w środku tego filmu. Byłam też reżyserem.

 

Stałam na wzgórzu. Przede mną gdzieś w dole, rozciągało się wielkie po horyzont, pole. Niczym pole bitwy. Czułam się jak generał przed bitwą. Czułam siłę generała. Spokój i koncentrację. Czułam, że losy tej bitwy na tym polu zależą li tylko ode mnie. I oto zobaczyłam, że w moją stronę, w zwartym szyku, biegnie armia żołnierzy z piekła. Małe wykrzywione karykatury samych siebie. Widziałam ich rogi, ogonki, kopytka. Biegli w moją stronę zostawiając za sobą tuman kurzu. Rozśmieszył mnie ten widok. Skojarzyło mi się to z animacją komputerową. Z jakąś grą. I wtedy w głowie pojawiła się myśl: - A może to ja jestem postacią ze swojej własnej gry komputerowej. Jestem postacią i graczem jednocześnie? To ja tworzę tę postać i gram tą postacią. To ja tworzę światy, w których ta postać się porusza. 

 

Patrzyłam na zbliżającego się do mnie napastnika i ogarniał mnie coraz większy śmiech. – Naprawdę sądzicie, że ze mną wygracie? – pomyślałam. Ale chyba tak właśnie sądzili, bo zbliżali się coraz szybciej. A we mnie był spokój. I takie ogromne poczucie bezpieczeństwa i siły. Wiedziałam, że cokolwiek się wydarzy lub nie wydarzy, oni nic mi nie zrobią. Bo nie mają nade mną władzy. Bo ja wybrałam niebo. A ten, kto wybrał niebo, zawsze ma opiekę nieba.  

 

I oto, z jakiegoś powodu pomyślałam: Michał. I zanim skończyłam myśleć zobaczyłam jak z nieba schodzi Michał, a w ręku trzyma skierowany do góry miecz. Jakby usłyszał moją wiadomość. A za nim zstępowała cała armia aniołów światła. Patrzyłam na niego uradowana, jakbym spotkała brata. A on tak samo patrzył na mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy jak byśmy znali się od zawsze. Przyjaciele i rodzeństwo jednocześnie. Nagle on odwrócił na chwilę głowę. Spojrzał na kłębiące się na polu demony i skierował w ich kierunku swój świetlisty miecz. I w tym samym momencie, cała armia ciemności zrobiła w tył zwrot i zaczęła uciekać jeszcze szybciej, niż tu przybyła, zostawiając za sobą tylko tumany kurzu, który opadał na pole. Na ziemię. A Gaja przytulała ten kurz i zmieniała w żyzną glebę.

 

Michał znów spojrzał na mnie z uśmiechem i miłością. – Jesteś moim bratem. – Powiedziałam, pewna tego, co mówię. – Tak. – W jego głosie był spokój i jakby radość z tego, że go poznałam. – Czy pożyczysz mi czasem swojego miecza? – Zapytałam. – Jest Twój. – Odpowiedział wyciągając w moim kierunku rękę, w której trzymał świetlisty miecz. – Używaj go mądrze. 

 

I wtedy zrozumiałam, jak wielką potęgą jest myśl. Bo myśl kreuje. Myśl tworzy. Wystarczy zmienić myśl, a zmienia się cała rzeczywistość wokół mnie. Zmienia się mój świat i ja się zmieniam. Bo zmiana myśli zmienia postrzeganie. Zmienia się grana przeze mnie postać. A moim celem jako gracza grającego w tę grę tą konkretną postacią i tę konkretną postać, którą wszak jestem ja sama, jest osiągnięcie jak najwyższego poziomu w tej grze. A każdy kolejny wyższy poziom aktywuje nowe umiejętności. Myśl jest niczym klawiatura w komputerze głowy, ale to ja decyduję, który klawisz nacisnąć. Zrozumiałam to, co wiedziałam wcześniej, ale jakby nie rozumiałam. Zrozumiałam, że to ja kreuję. To ja trzymam w ręku joystick. Mam moc kreowania. To ja kreuję swoją ciemność i swoje światło. Swoje anioły i demony. A to wszystko jest Jednym, ale wybieram Ja. Zrozumiałam, że to o czym myślę, to o czym mówię, to na czym się skupiam, - przyciągam i doświadczam. Bo wszystko jest energią. Podobne przyciąga podobne.

 

I zrozumiałam, że całe moje życie toczy się tak naprawdę w mojej głowie. A to, co widzę jest iluzją gry komputerowej. Zrozumiałam, że wszystko, czego doświadczyłam i czego doświadczam, jest iluzją. Hologramem. Jest energetycznym odzwierciedlenie moich wierzeń i przekonań. Zrozumiałam, że ta postać w grze na polu bitwy walczy tak naprawdę sama ze sobą. I ta walka toczy się w niej samej. We mnie. To ja jestem swoim najlepszym przyjacielem i najgorszym wrogiem jednocześnie. Ja jestem aniołem i demonem. I to Ja wybieram.

 

Zrozumiałam też, że te drzwi portalu łączącego mnie ze Wszechświatem zawsze były tam, gdzie były. Tylko to ja nie chciałam ich zobaczyć. Bo tak naprawdę, nie chciałam ich otworzyć. Zamknęłam się na szept swojej własnej duszy. Skupiałam się na ciemności i tylko ciemność widziałam. I nie chciałam zobaczyć czegoś innego. Stałam się więźniem swojej własnej ciemności. Swoich ciemnych myśli. Swojej przeszłości, której tak kurczowo się trzymałam.  Zapomniałam o swoim świetlistym mieczu Siły, który zawsze miałam. Oddałam swój miecz i sama siebie złożyłam na ofiarnym stole.  Stała się więźniem swojego własnego umysłu. Obwiniałam o tę ciemność innych, ale to Ja sobie to zrobiłam. Ja sama. Bo przestałam ufać sobie. Przestałam wierzyć sobie. Swojemu sercu. Swojej intuicji. Swojej duszy. Przestałam kochać siebie. Przestałam ufać Miłości. Miłości płynącej ze Źródła Miłości. Miłości, która kocha bezwarunkowo. Miłości, która jest wolnością. Miłości, która jest Światłem. Miłości, która jest moją Siłą. Moim mieczem Michała, ale wszak moim.

 

To ja skreowałam sobie te wszystkie ciemne demony. Wpuściłam je do swojego domu i karmiłam swoimi ciemnymi, robaczywymi myślami. A karmiąc demony, głodziłam siebie. Oddawałam demonom swoją moc. Odbierałam miłość samej sobie i na miłość się zamykałam. Skupiałam się na demonach. A to, na czym się skupiasz, rośnie. Sama siebie wepchnęłam do piekła. Stałam się więźniem piekła. I będąc w więzieniu ciemności, zapomniałam kim jestem. Zapomniał skąd przyszłam i dokąd idę. Zapomniałam, że jestem Światłem. Zapomniałam o swoim mieczu, o swojej sile. Zapomniałam, że jedyną droga wyjścia z piekła, jest droga w górę. I właśnie sobie o tym przypomniałam.

 

Moment, w którym wybrałam Niebo, był moment przebudzenia z głębokiego, koszmarnego snu. Momentem, w którym odnalazłam schody do Nieba. Moja decyzja o wyprowadzce z Piekła i zamieszkaniu w Niebie stała się początkiem nowego etapu mojej podróży zwanej życiem. Początkiem nowej drogi, która zaczynała się na samym dnie piekła. Początkiem ciężkiej pracy nad sobą. I ten początek był trudny. Bo wciąż byłam w piekle pełnym kamieni i gruzu, o który się potykałam. I wciąż były tam demony. A te demony nie zniknęły od razu. Były i nie odpuszczały tak łatwo. Ale teraz patrzyłam na nie inaczej i widziałam je inaczej. I miałam wrażenie, jakby one o coś prosiły. A im bardziej prosiły, tym bardziej się mnie czepiały. A ja, po milion razy dziennie powtarzałam sama do siebie usłyszane kiedyś zdanie: Kiedy idziesz przez piekło, nie zatrzymuj się. Idź. Kiedyś się skończy. I byłam zdeterminowana, aby przejść przez to piekło jak najszybciej. Nie chciałam tam być ani nanosekundy dłużej, niż to było konieczne.

 

Ale teraz, kiedy się przebudziłam i odzyskałam swój miecz, okazało się, że w tym piekle wcale nie jest tak ciemno. Jakby ktoś zapalił w nim światło. Potężne światło. I zrozumiałam, że tym światłem jestem Ja. I w tym świetle zobaczyłam, że piekło ma kolory i wcale nie jest takie straszne. Ba! Kiedy tylko oświetlałam ciemne zakamarki, to okazywało się, że kryło się tam mnóstwo pięknych rzeczy, których wcześniej po prostu nie widziałam. Zrozumiałam, że wyprowadzając ciemność na światło, odkrywam to, co do tej pory było zakryte. Poznaję Wszechświat. Poznaję tajemnicę, której częścią jestem Ja.

 

Odnalazłam też mapę. Odnalazłam swój wewnętrzny GPS, którym jest moje serce. Moja intuicja. Mój wewnętrzny głos, którego zdarzało mi się wcześniej nie słuchać. Anioł, który wskazuje drogę i szepcze cichutko: - Twoim jedynym zadaniem w tym życiu jest bycie szczęśliwym. – Ale kiedy zdarzy Ci się wyłączyć nawigację, to łatwo zgubić się w ciemnym lesie. Głowa krzyczy głośno, jakby chciała zakrzyczeć wszystko i zakrzyczeć samą siebie. Ale z jakiegoś powodu, to właśnie serce zawsze wie, co jest dla ciebie najlepsze.

 

Kiedy przypomniałam sobie kim jestem i wiedziałam, dokąd zmierzam, idąc przez to piekło nie byłam już skulona. Szłam z podniesioną głową. Jeszcze boso, ale w ostrogach. Buty założyłam później. Ale to ja wybierałam te buty i świadomie wybierał drogę, po której wędrowałam. Szłam odważnie i uważnie. Szłam z ciekawością dziecka, które poznaje świat. I ucząc się chodzić od nowa w tym nowym świecie, który otwierał przede swoje kolejne pokoje, z których każdy następny pokój był piękniejszy od poprzedniego, zdarzało mi się zatrzymać, zdarzało się potknąć o stary gruz i zdarzało upaść. Zdarzało się, że ciemność ściskała za gardło a demony ciągnęły w tył. Ale już wiedziałam, jak to działa, choć wciąż uczyłam się sama siebie. I coraz bardziej rozumiałam czym jest wolna wola.

 

Uczyłam się wybaczać i wybaczałam. A każde wybaczenie, było niczym zrzucenie kilkutonowego balastu. Było kolejnym stopniem w górę, w mojej podróży do nieba. Wybaczając i puszczając przeszłość, sama siebie uwalniałam od bólu. I każde wybaczenie zamieniało anioła ciemności w pięknego anioła światła, który uśmiechał się do mnie z radością, miłością i z wdzięcznością. Bo o to właśnie prosiły mnie anioły ciemności. Prosiły o wybaczenie. Wybaczając, uwalniałam je z kostiumu ciemnej szaty, która zmieniała się w białą. Anioły mogły wrócić do nieba. Wykonały zadanie, o które sama wszak je poprosiłam. Uwalniając swoje demony, uwalniałam siebie. Wybaczenie jest kluczem uwalniającym z piekła.

 

Podczas tej podróży przez piekło, zrozumiałam, jaką moc ma wdzięczność. Zrozumiałam, że wdzięczność to klucz do obfitości. Moja przepustka do Raju. Zrozumiałam, że ból jest wtedy, kiedy są oczekiwania. Zamieniłam oczekiwania na wdzięczność. I dzięki wdzięczności, uwalniam to, czego już nie potrzebuję i robię miejsce na nowe, które przychodzi i manifestuje się w Obfitości. I z wdzięcznością to Nowe przyjmuję. Wdzięczność to klucz do bram raju.

 

I pewnego razu, patrząc w gwieździste niebo, zasłuchałam się w muzykę gwiazd. I nagle usłyszałam jak zdziwionym głosem mówię sama do siebie: Jaka lekka jest moja głowa. I wtedy uświadomiłam sobie, że myśli ważą. I to dużo. Zrozumiałam, że im lżejsze myśli, tym lżejsza i przyjemniejsza jest podróż.

 

Z wdzięcznością spojrzałam w gwiazdy. A te gwiazdy mrugały do mnie, mówiły do mnie, śpiewały dla mnie i tańczyły dla mnie swój gwiezdny taniec. I poczułam harmonię. Balans. Jedność. Poczułam, że moje ciało, moja dusza i moja głowa są jednym. Święta Trójca. I poczułam, że płynę i tańczę w rytm tej gwiezdnej muzyki. Wiruję w najpiękniejszej tonacji. Wibracji energii Miłości. A te gwiazdy były ze mną i we mnie, i wokół mnie. Były wszędzie. A ja byłam jedną z nich. Byłam gwiezdną kroplą w ocenie energii Wszechświata i byłam całym oceanem. Byłam wszystkim i niczym jednocześnie. Jestem gwiezdną kroplą w ocenie energii Wszechświata i jestem całym oceanem. Jestem wszystkim i niczym jednocześnie.

 

Teraz, kiedy siedzę nad brzegiem oceanu i patrzę w horyzont, jest tylko ta chwila Teraz. Nie ma wczoraj nie ma jutra. Jest tylko Teraz. Przeszłość została w przeszłości. Przyszłość jest tajemnicą. A moje życie toczy się Teraz. W tym momencie, Teraz. Patrzę na drzewo i jestem tym drzewem. Patrzę na ptaka i jestem tym ptakiem. Patrzę na wodę i jestem tą wodą. Dotykam ziemi i jestem tą ziemią. Spotykam drugiego człowieka i jestem tym człowiekiem. Bo ten drugi człowiek jest tylko inną wersją mnie. I czasem, ten człowiek jest zagubiony w swojej podróży, tak jak ja byłam. I wtedy opowiadam mu moją historię.

 

I zdarzyło się kiedyś, że podczas swojej podróży zwanej życiem, zabłądziłam w ciemnym lesie. Zgubiłam się i trafiłam do piekła. Zapadłam się w ciemność, w której spotkałam wiele demonów. A w tym piekle było zimno. Bo nie było tam miłości. Nie było światła. Umarłam. I kiedy umarłam, wybrałam życie. Wybrałam wolność. Wybrałam siebie. Wybrałam miłość. A kiedy to zrobiłam, zmartwychwstałam. Odnalazłam schody do nieba. Odnalazłam siebie. Zrozumiałam, że demony były demonami, bo tak jak ja zgubiły się w ciemności. I tak jak ja pragnęły światła. Pragnęły ciepła. Pragnęły miłości. 

 

Anioły i Demony. Iluzja sama w sobie. Niby dwa a jedno. Dzięki demonom odnalazłam siebie, poznałam siebie i wróciłam do siebie. Dzięki demonom przypomniałam sobie kim jestem. Przypomniałam sobie o swoich skrzydłach, które schowałam do plecaka. A kiedy je rozłożyłam, okazało się, że są piękne, wielkie i silne. Piękniejsze, większe i silniejsze, niż mogłam to sobie wyobrazić. I dzięki tym skrzydłom, mogłam polecieć do gwiazd. Do nieba. A to niebo, jakby zeszło do mnie. Tu, na ziemię. Dzięki demonom, zrozumiałam czym jest miłość absolutna. Demony okazały się być moimi najlepszymi nauczycielami. Bo czasem coś musi zaboleć, abyśmy to coś zauważyli. I kiedy z wdzięcznością przytuliłam je do siebie, to czarne anioły zamieniły się w anioły światła. Dzięki demonom poznałam anioły i zamieszkałam w niebie pośród aniołów. Dzięki demonom, sama stałam się aniołem. Niebo i piekło to stan umysłu. Postrzeganie tworzy naszą rzeczywistość.

 

Podróż przez piekło okazała się być najciekawszą podróżą w moim życiu. Najtrudniejszą, ale też najbardziej wzniosłą i pouczającą. Wszak uczymy się doświadczając. Teraz mówię o błogosławieństwie depresji, chociaż nie wszyscy to rozumieją.  Ale ci, którzy przeszli podobną drogę i zrozumieli swoje lekcje, patrzą na to podobnie i mówią podobnie. Uśmiechają się i świecą niczym najpiękniejsze gwiazdy. Roztaczają wokół siebie ten cudny blask energii miłości, która magnetyzuje swoim pięknem. Nie gonią za miłością. Nie uciekają przed miłością. Oni są miłością. Bo miłość jest drogą, prawdą i życiem. Ludzie nazywają ich aniołami.

 

Upadałam pod ciężkim krzyżem wiele razy. I choć na pozór byłam sama, to nigdy nie byłam sama. Po prostu nie zawsze chciałam zobaczyć wyciągniętą w moim kierunku pomocną dłoń. Czasem to było słowo, czasem uśmiech, czasem gest, a czasem po prostu czyjaś wiara we mnie. Obecność bez słów. Ale właśnie to milczenie dawało ukojenie.

 

Anioły uśmiechały się do mnie i szeptały cichutko: - Wybierz miłość. Zaufaj sobie. Zaufaj swojemu sercu. Twoim jedynym zadaniem w tym życiu jest bycie szczęśliwym. – Anioły wskazywały drogę, ale szanowały moje wybory. Moją wolną wolę. Demony zaś robiły demoniczne rzeczy. Ale w pewien sposób też przecież szanowały moje wybory. Wszak sama tę ciemność i robaczywe myśli wybrałam. One tylko dawały mi to, co wybrałam. I też wskazywały mi drogę. Bo te demony jakby mówiły: - Co jeszcze musimy zrobić, abyś wreszcie przypomniała sobie kim jesteś. Ile jeszcze piekła musimy zrzucić ci na głowę, abyś z piekła wyszła. Abyś zaufała sobie. Abyś pokochała siebie. Abyś wyciągnęła swój miecz Siły. Abyś wybrała miłość. Bo tylko miłością możesz odczarować siebie i odczarować nas. Tylko miłość wyprowadzi cię z piekła.

 

Dzięki tej podróży przez piekło wróciłam do gwiazd. Kiedyś zgubiłam się w ciemnym lesie. Ale czasem trzeba się zgubić, aby odnaleźć siebie. Dzięki demonom zrozumiałam, że nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje.


© Katarzyna Nowocin-Kowalczyk

*****


Nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje_KatarzynaNK

Anioły i Demony

opowiadanie ze zbioru opowiadań

NIE WSZYSTKO JEST TAKIE, JAK NAM SIĘ WYDAJE Bajki dla dorosłych życiem pisane

autor: Katarzyna Nowocin-Kowalczyk

obrazy w książce: Marek Szczęsny








👉 Książka dostępna w języku polskim i angielskim.



Book Trailer



10 komentarzy

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
Gość
2 dni temu
Oceniono na 5 z 5 gwiazdek.

Piękna i mądra historia.

Polub

Gość
30.09
Oceniono na 5 z 5 gwiazdek.

Dziękuję

Polub

Gość
26.09
Oceniono na 5 z 5 gwiazdek.

Wzruszyłam się. Moja historia jest bardzo podobna. Dziękuję Pani Katarzyno.

Polub

Gość
10.09
Oceniono na 5 z 5 gwiazdek.

Dziękuję

Polub

Gość
10.09
Oceniono na 5 z 5 gwiazdek.

Czytałam i widziałam siebie. Dziękuję Pani Katarzyno. ❤️

Polub

Kontakt

knowocin.kowalczyk@gmail.com

  • Amazon
  • Youtube
  • Youtube
  • Facebook
  • Instagram
  • Facebook
  • X
  • Linkedin
  • Soundcloud

© 2023 by KatarzynaNK Powered and secured by Wix

bottom of page